wtorek, 8 lipca 2014

Prolog


PROLOG

    Kilka lat temu na obrzeżach Wenecji w małej wiosce zwanej Abanesco, dwójka przyjaciół ścigała się po jednym z dachów. Była to ich ulubiona rozrywka. Damien biegł na czele, kilka metrów przed Nickolasem.
- Damien! - krzyknął rudowłosy, doganiając przyjaciela.
- Co? - zaśmiał się blondyn potykając się nagle o wystający z dachu odpływ. Zaczął wymachiwać rękami jednak niewiele mu to dało, bo po chwili spadł z dachu wpadając w stóg siana.
~ Głupi to ma szczęście - pomyślał Nick.
- Już nic. - odparł widząc wściekły grymas w który zamieniła się twarz jego przyjaciela. - Nie moja wina, że jesteś niezdarą. - dopowiedział narażając się na kolejną dawkę miotającego pioruny spojrzenia.
- Nie moja wina, że dach jest krzywy. - zaskomlał Damien z miną zbitego psa, wygodnie rozkładając się w sianie.
- Sam jesteś krzywy. - zaśmiał się Nickolas, siadając na krawędzi "krzywego" dachu i wymachując nogami.- Posuń się.
Blondyn przesunął się trochę w prawo robiąc miejsce dla przyjaciela, który po chwili wylądował obok niego. Przez monemt było prawie zupełnie cicho, nie wliczając wody spokojnie kapiącej z odpływu. Ciszę przerwał Damien.
- Co będzie jak stara Hebanowa tu przyjdzie? To jej podwórko. - zauważył.
Rudzielec niechętnie otworzył oczy i kpiąco spojrzał na przyjaciela.
- Nie przyjdzie. - zaprzeczył pewny swego i znów zamknął oczy.
- A jeśli jednak? - drążył temat.
- NIE PRZYJDZIE! - krzyknął zirytowany, a w oddali rozległo się szczekanie psa.
- NIE PRZYJDZIE?! JUŻ TU IDZIE! - warknął Dan, zrywając się z wozu z sianem i ciągnąc za sobą przyjaciela. Nick niechętnie pobiegł za nim. Kiedy przeskakiwali stary drewniany płot usłyszeli wołanie, ale nie przystanęli.
- Wynocha z mojego podwórka łobuzy! - krzyczała stara Hebanowa, machając miotłą i niewątpliwie budząc wszystkich w mieście. Była bowiem siódma rano czyli godzina gdy miasto dopiero wybudza się z głębokiego snu.
Przebiegając obok sadu blondyn podskoczył i złapał w dłoń dwa jabłka, jedno z nich podając przyjacielowi.
- Dzięki. - sapnął i wgryzł się w owoc, przeskakując kolejny płot. Po chwili dotarli na podwórko domu Damiena. - Eeee... Stary?
- Co? - zapytał Dan z pełnymi ustami.
- Wyglądasz jak bezdomny. Popraw chociaż koszulę.
- Faktycznie, dzięki.
Blondyn miał wymiętą i wyciągniętą ze spodni koloru khaki koszulę, jedna szelka spadała mu na ramię a skórzane buty były brudne i niezawiązane. Rudowłosy co prawda zdawał sobie sprawę z  tego, że sam nie wygląda lepiej ale u Lucasiów czuł się jak u siebie a musicie wiedzieć, że pomimo swojego arystokratycznego pochodzenia nigdy nie przywiązywał zbytniej uwagi do wyglądu, za co był niejednokrotnie karcony przez matkę. Wciągnął więc koszulę w spodnie i ponownie spojrzał na przyjaciela. - To twój dom a nie bankiet z okazji rocznicy wybudowania ratusza. - zaśmiał się rudzielec widąc poczynania przyjaciela.
- Racja. - zamieszał się.
Nickolas pokręcił głową z tak dla niego charakterystycznym ironicznym uśmieszkiem i pchnął drzwi które niebezpiecznie zachwiały się w zawiasach. Pomimo ciemności coś na pewno było nie tak. Meble były poprzewracane, a zza stołu słychać było ciche popłakiwanie.
- Co jest?
- Nie wiem. - odparł niespokojnie blondyn, przepychając się do środka. - Jullie?
Jego siostra powoli wychyliła się zza stołu, a Damien podbiegł i wziął ją na ręce ocierając jej łzy.
- Co się stało? - wtrącił się Nick.
- Wpadli tu. Zabrali rodziców. - zaszlochała i wtuliła się w ramię brata. Chłopcy spojrzeli po sobie nie ukrywając strachu. Co tu się stało?




OD AUTORÓW:

Na wstępie pragniemy podkreślić, że każdy rozdział jest betowany przez Savi Valent, za co serdecznie jej dziękujemy :) blog opowiada o młodych chłopcach postanawiających zostać Assassinami ;D jak na razie nic więcej nie powiemy, zapraszamy do czytania, komentowania i polecania bloga :)

#Dan i Nick#




Gospodarstwo rodziny Lucasiów ^